środa, 28 maja 2014

"Urodzona o północy" C. C Hunter


Na początku nie byłam przekonana do tej książki a to z tego powodu, iż przeczytałam w którejś recenzji o trzech chłopakach i jednej dziewczynie. Miałam milion myśli. Negatywnych. Ale że nie lubię skreślać książek, a ta miała taką przepiękną oprawę, która aż woła o to aby po nią sięgnąć. A do tego opis książki również mnie zaciekawił więc zapragnęłam ją. I nie żałuję przeczytania chociażby jednej strony w tej książce.




C. C Hunter wprowadza nas w świat nastolatki- Kylie- w której życie wkraczają tragiczne wydarzenia. Jej chłopak z Nią zerwał, babcia umarła, rodzice się rozwodzą, a na końcu się dowiedziała, że musi zostać z oziębłą mamą zamiast z tatą. Wybiera się na imprezę ze swoją przyjaciółką i tam po jakimś czasie wkracza policja. Zostaje zatrzymana. Mama odbiera Ją i oświadcza, iż zapisała Ją na obóz dla trudnej młodzieży. I tak właśnie akcja rozkręca się i możemy wgłębić się w opowieść Kylie.


Największym plusem w tej książce jest przemiana głównej bohaterki. Nie rzuca ona na kolana ale jest widoczna. Przechodzi Ją powoli krok po kroku. Takie zabiegi pisarki bardzo mi się podobają. Następnym plusem było to, że Kylie nie myślała o chłopakach przez cały czas. Mimo, że wokół niej kręciło się ich sporo. A mianowicie trzech. Jej były, który nieoczekiwanie chce do niej wrócić, Lucas zabójca kotów oraz Derek przystojniak. Pierwszego Kylie nie bierze tak naprawdę pod uwagę i szybko przekreśla chociaż na początku tęskni. Drugiego jest bardzo mało a trzeciego dużo. W sumie to pisarka ciekawie to przedstawiła. Następnym plusem jest postać Perrego był taki uroczy. Niby zadziorny i pewny siebie ale jak spodobała mu się przyjaciółka Kylie to był taki nieśmiały. A akcja ze zmianą, kuchnią i Kylie po prostu mnie rozwaliła. (Nie zdradzę nic więcej, żeby nie psuć) Podobało mi się również to że bohaterzy byli tak zróżnicowani. Historia nabiera takiego koloru. Bo gdyby wszyscy byli do siebie podobni to wszystko stałoby się mdłe. Akcja jaką wykonali Kylie i Jej przyjaciele jest genialna i zapowiada fascynujący ciąg dalszy.

Więc książka jest warta przeczytania. Wciąga już od pierwszych stron podtykając nam pod nos swoją własną historię. Daje nam wspaniałych bohaterów, bardzo ciekawą historię. Nowymi akcentami zachęca czytelnika do przeczytania tej książki. Jest jak pędzący pociąg, Którego wiesz, że sam nie zatrzymasz. Musisz poczekać do stacji która będzie ostatnia tak właśnie jest z tą książką. Polecam ją wszystkim, którzy są poszukiwaczami przygód.




poniedziałek, 19 maja 2014

"Morze spokoju" Katja Millay


Zakupiłam książkę parę dni temu i od razu wzięłam się za czytanie. Po prostu uwielbiam tematykę taką jaka jest przedstawiona w tej książce, a mianowicie problemy nastolatków. Nie te banalne "z kim się umówić?", "jaki kupić błyszczyk?", "Czy mu się podobam?". Nie, nie, nie. Nastolatków po trudnych przejściach. Tych dla których beztroskie czasy minęły bezpowrotnie. Szybko jeszcze wspomnę jak zawsze o okładce, która odgrywa jak zawsze dla mnie ważną rolę. "Morze spokoju" z pozoru nie wyróżnia się w tym temacie ale coś nie pozwala od niej oderwać wzroku. Nie można wypuścić jej z rąk. Ja tak miałam :)


"Nie jestem żadnym ocaleniem. Nawet siebie samego nie umiem ocalić"

Książka przedstawia Nastye dziewczynę która przestała mówić za swoją własną inicjatywą. Zaczęła się wyzywająco malować i ubierać. Przedstawia chłopca, który stracił całą rodzinę. Możemy o nich czytać w pierwszoosobowej narracji. Rozdziały są różnie poukładane raz ze strony Josha raz z Nastii. Bardzo się mi to spodobało. Pozwalało wgłębić się bardziej w opowieść. Możemy zrozumieć obie strony w tym przypadku i dlatego tak się cieszę gdy książki mają podzieloną narrację. To jest chyba pierwsza książka, na której ryczałam jak bóbr.


"Czasami łatwiej udawać, że wszystko jest w porządku niż zmierzyć się z faktem, że nic nie jest takie, jakie powinno, ale nic nie możesz z tym zrobić."

Pokochałam tą opowieść. Przeniosła mnie do własnego świata i uwięziła aż do ostatniej strony. Bardzo spodobało mi się to, że postacie nie byli wyidealizowani byli tacy jakich można spotkać w realnym świecie. Mimo tego całego obudowania bólem i przeżyciami to w głębi to nastolatkowie . Ale nie było tak jak w innych książkach wszystko sztuczne i dalece od prawdziwego życia. Spodobał mi się również język. Śmiałam się czasami z tekstów Nastii. Po prost wpasował mi się w slang młodzieżowy i nie sztuczny bo jak niekiedy czytam książkę z sztucznym, w którym pełno zdrobnień i powtórzeń głupich nic nie znaczących słów, to chce mi się rzygać. Od razu odkładam książkę co nie jest wielkim zdziwieniem dla każdego z nas. Podobała mi się relacje Nastya, Josh i Drew. Nie był to trójkąt. No można powiedzieć, że nie taki zwyczajny. Pisarka poszła swoją drogą, a nie za tłumem. I aż skakałam z zachwytu na ten genialny pomysł. Podobało mi się, że prawie do końca książki historia Nastaii owiana była tajemnicą. Szczerze to prawie wszystko podobało mi się w tej książce. Stała się moim numerem jeden. Chociaż znalazłam kilka malutkich minusików. Ale nawet nie warto ich wspominać. Niech każdy z was je odkryje. Ale właśnie one sprawiły, że ta książka stała się bardziej idealna


"Wolałabym wyczyścić kibel językiem, niż spędzić choćby minutę dłużej pośród tej kakofonii."

Zostaje mi tylko wszystkim polecić tą książkę. Jest warta przeczytania ponieważ zatrzymuję nas w miejscu. Każde stać i patrzeć na odgrywającą się historię ludzi targanych problemami. Każe nam płakać. Naprawdę złamie nam serce i sklei na nowo. Tak jak to jest napisane na okładce. Ta książka jest jak huragan. Szybko przybędzie, wchłonie nas, a skutki tego zostaną jeszcze bardzo długo. Bardzo się cieszę gdy mogę pisać tak pozytywną recenzję i że mogę polecić z całego serca tę książkę. :)

środa, 14 maja 2014

"Nigdy i na zawsze" Ann Brashares

A więc dziś pełna emocji do książki w tytule zabieram się za recenzje
szczerze to nie wiem co z tego wyjdzie bo jestem pełna sprzecznych uczuć. Dodam tu, że Polskie wydanie jest o wiele lepsze. Tytuł "Nigdy i na zawsze" bardziej oddaje klimat książki a amerykańskie "My Name Is Memory" I okładka która znajduję się poniżej bardziej odstraszają według mnie.

"Czasami czuję się bardziej podobny do domów i drzew niż do bliźnich. Stoję i patrzę, jak fale ludzi przychodzą i odchodzą. Ich życie jest krótkie, ale moje długie. Czasami wyobrażam sobie, że jestem palem wbitym na brzegu oceanu"

A więc książka jest prowadzona dwutorowo. Jest wątek współczesny i jest opowiedziana historia od początku życia Lucy i Daniela. Narracja jest pierwszoosobowa. Raz opowiada Lucy, a raz Daniel. Nie ma ustalonej reguły. A więc Daniel pamięta wszystkie swoje życia a Lucy o ironio żadnego. I właśnie tak wgłębiamy się w historie dwojga ludzi z którymi podryw nabiera nowego znaczenia. Bo serio? 1200 lat na to by wreszcie zaznać szczęścia dużej niż miesiąc? :)

"Ta rzeka miała długą przeszłość, ale w przeciwieństwie do niego roztropnie zachowała ją dla siebie.[...] Ile krwi wsiąkło w tą rzekę? A mimo to nadal płynęła. Oczyściła się i zapomniała. Jak można się oczyścić, skoro nie sposób zapomnieć?"

Pierwsze co zauważyłam jest to, że przez tą książkę nie można przejść tak po prostu. Przeczytać i zapomnieć. Porusza Ona wiele kwestii. Zmusza nas do zatrzymania się w pędzie życia i powiedzenie sobie "Hej. A może jest coś więcej niż tylko to życie które mamy". Książka pokazuje jak ważne są nasze wybory. Jakie są ich konsekwencje, a zawsze jakieś są. Ann opisała to w życiach Daniela. Bardzo dobitnie jak to los się odwdzięcza. Został pokazany obraz przemijania ładnie oprawiony w historię miłości. No i teraz przejdę do tych minusów. Daniel zachowywał się jak dzieciak. No Ja rozumiem, że jak się ma więcej niż tysiąc lat to ma się cierpliwości aż za dużo no ale przecież jest jakaś granica. Te jego różne rozkminy na temat Lucy. O poczekam na odpowiedni moment lub jak podniesie głowę i mnie zobaczy to dopiero wtedy. Bla bla bla. Myślałam też o tym, że jeżeli ma się 1200 lat to można w tym czasie wymyślić jakiś sposób na poderwanie tej jednej dziewczyny.  Daniel to bardzo smutny chłopak i można to zrozumieć.


Kochaj, kogo kochasz,dopóki go masz. Tylko tyle możesz zrobić. Pozwól mu odejść, kiedy trzeba. Jeśli umiesz kochać, nigdy nie zabraknie Ci miłości.


Według mnie mimo tych  minusów książka jest wspaniała. Romantyczna. Bo która dziewczyna nie chciałaby mieć chłopaka który kocha ją od 1200 lat? Pokazana jest w książka ta miłość niekończąca się.  Mimo tego przedłużającego się czasu, w którym Lucy i Daniel mają mętlik w głowie nie sposób się od książki oderwać. I jeszcze te rozdziały w których pisarka przenosi nas w inne czasy. Książkę warto przeczytać chociaż by do samych przemyśleń i mądrości w niej zawartej mimo że schowanej i ładnie zapakowanej w miłość Daniela to i tak zauważalnej.




poniedziałek, 5 maja 2014

'Alicja w krainie Zombi" Gena Showalter

Dziś nadszedł ten czas. Stwierdziłam, że będzie miło zrecenzować "Alicję w krainie zombi" bo bardzo mi się nudzi. Żeby wypełnić czas szybko chwyciłam za książkę i już wiem, że coś z tego wyjdzie.

"Dlaczego nie miałbym tańczyć?...Bo uważasz,że to głupie?...Coś,co pozwala chłopakowi dotykać wszędzie dziewczyny,nie jest głupie.To genialne."

Zacznę klasycznie od okładki. Według mnie jest po prostu prześliczna. Jak ją pierwszy raz ujrzałam chwyciła mnie za serce. Ładna dziewczyna w ślicznej sukience. Tylko cały czas nie mogę zrozumieć dlaczego w tytule jak i potem na każdej stronie jest napisane zombi? Przecież wiadomo że to jest zombie zagraniczne słowo. A odejmując tylko te "e" według mnie nie spolszczyli go za bardzo. No ale co Ja tam wiem. Jeszcze chciałam zaznaczyć, że tło szare do tego ramka w kości i czaszki gdzie nie gdzie wzory kart. Super pomysł. Ogólnie na tą okładkę można polecieć jak ćma do światła. Chociaż to nie za ładne porównanie. 

"Gdyby ktoś mi powiedział,że całe moje życie zmieni się między jednym uderzeniem serca a drugim,parsknęłabym śmiechem.Od szczęścia i tragedii,od niewinności do upadku?Żarty.Ale tyle wystarczyło.Jedno uderzenie serca.Mgnienie oka,oddech,sekunda-i wszystko co znałam i kochałam zniknęło."

Książka opowiada o dziewczynie, która miała swojego ojca za dziwaka. Nie chciała mu wierzyć. Według mnie może nawet nie chciała uwierzyć w coś co wydaje się niemożliwe. Bo kto wierzy w zombie? Nie ma się dziewczynie co dziwić bo Ja też pewnie bym nie uwierzyła. Gdy miała swoje urodziny jedynie siostra -Emma - o nich pamiętała i wymogła na niej obietnice. A właśnie ta obietnica, prośba czy jak by ją nazwać zrujnowała życie im wszystkim. Bo tylko Alicja wyszła z tego cało. Musiała patrzeć jak te żywe potwory zabijają.. Nie. Jedzą jej rodziców. A Ona nie mogła zrobić nic. Przypięta do pasów nie mogła się wydostać. Brzmi przerażająco? Bo tak jest. Nie wiem co bym na Jej miejscu zrobiła pewnie bym zwariowała. 

"Nie ulegało wątpliwości, że miał doświadczenie, mnóstwo doświadczenia i że potrafił grać na dziewczynie jak na fortepianie."

Pierwszą postacią jaką poznajemy głębiej oprócz rodziny jest Kat odwiedza Alicję w szpitalu od razu po wypadku. Jest bardzo pewna siebie. Już z samego początku oznajmia Alicji, że mogą być przyjaciółkami. "I wiesz co? Mam miejsce na numer w komórce, wiesz, pięć ulubionych osób.Szukam kogoś, kto wyląduje na samym szczycie." Jest bardzo zabawna i uwielbia się droczyć z swoim  ekschłopakiem- Szronem- bądź chłopakiem to zależy. Alicja jak normalna nastolatka ma obiekt swoich westchnień. Ale nie jest to wytarta ścieżka wśród romansów bo Gena dodała tu czegoś nowego. Bardzo mi się właśnie to spodobało. Ale nie mogę nic zdradzić :) Jednak nie obeszło się bez trójkąciku. Alicja, Cole, Justin. Ja od początku byłam w teamie Cole'a. Jednak ten cały "trójkącik" nie trwał długo i nie był denerwujący tak jak w innych książkach. Był też wróg "namber łan" -oczywiście licząc tylko ludzi, a nie potwory- jak Ja to mówię a miał na imię Mackenzie i było wyjątkowo wredną dziewczyną ale  nawet takie kryją swoje wnętrze. Prawda? Bohaterzy więc bardzo barwni i nie irytowali mnie więc było ok. 

"Gdybym kiedykolwiek potrzebowała wizualnej definicji pojęcia "seryjny morderca", to teraz miałabym ją przed oczami (albo ośmiokrotnie powieloną). Byli bez wyjątku bardzo wysocy i napakowani muskułami."

Książka jest wyjątkowa i polecam wszystkim aby przeczytali ją. Trochę dreszczyku. Jeszcze muszę zaznaczyć dla ciekawych, że książka ma mało wspólnego z książką "Alicja po drugiej stronie lustra" Lewisa Carrolla zdaje się, że tylko tytuły rozdziałów nawiązywały i królicza chmura :) Nie przedłużając polecam wszystkim.