Chciałabym ogłosić konkurs ponieważ jest już ponad 20 000 wyświetleń oraz dostałam drugą książkę od wydawnictwa. Żeby wziąć udział w tym konkursie nie trzeba być po lekturze "Oddechy" Rebecca Donovan. Wystarczy tylko spełnić te oto warunki :)
- Czas trwania: 06.10.14-06.11.14r
- Napisać nazwę swojego e-maila i wyrazić zgodę na udział w konkursie
- Gdy osoba, która wygrała książkę nie prześle swojego adresu w terminie 7 dni nagroda przechodzi na następną osobę.
- Uczestnicy muszą zamieszkiwać Polskę
- Tekst musi zawierać co najmniej 3 zdania
- Zwycięzca zostanie wybrany osobiście przeze mnie :)
- A teraz zadanie konkursowe. Należy napisać krótką historyjkę o przemocy w rodzinie, związku, w szkole. Może być morał, może to być anegdotka. Temat nawiązujący do książki abyście się wbili w ten klimat :)
- Dla zainteresowanych moja recenzja: http://pieknoczytania-recenzje.blogspot.com/2014/09/powod-by-oddychac-rebecca-donovan.html
- Gdyby były jakieś pytania to proszę je kierować na adres: funvirtualnaja@interia.pl
Życzę wszystkim powodzenia i dziękuję za egzemplarz wydawnictwu:
Ja już mam tę powieść i ogromnie mi się spodobała. Życzę powodzenia uczestnikom:)
OdpowiedzUsuńZgłaszam się (i wyrażam zgodę na udział w konkursie :))
OdpowiedzUsuńxdnatala@gmail.com
Przemoc (nie tylko w szkole) to temat trudny, dla niektórych niemal tabu. No bo kto chciałby opowiadać o siniakach i bólu, którego doświadcza od rówieśników, "najbliższych"? Osobiście, jestem osobą bardzo wrażliwą na takie tematy, czasami trudno mi nawet o nich rozmawiać. Podejrzewam, że nie tylko mnie. Dlatego tak dużo osób cierpi. I dlatego staram się zmienić to nastawienie. Bo bardzo zależy mi na tym, aby nauczyć się rozmawiać o przemocy i pomagać tym, którzy tej przemocy doświadczają. A przede wszystkim radzę każdemu, kto się z takim przypadkiem spotka, aby nie był obojętny na cudzą krzywdę - bo trzeba nauczyć się pomagać ludziom.
Mam nadzieję, że temat się w miarę wbił :)
Pozdrawiam! :)
Zgłaszam się! ;)
OdpowiedzUsuńE-mail: elfikbook@gmail.com
Łza nabierała z każdą chwilą coraz więcej krwi, szkarłatnoczerwonej krwi, Po chwili druga do niej dołączyła tanecznym krokiem. Razem odbywały taniec myśli i przegranej miłości. Czerwień to piękny kolor. Tak - kolor miłości. Jak idealnie się tu odnajduje. Jakby zapisany na starym stronicach jej pamiętnika... Jednak to już koniec. Za chwilę, za krok będzie tylko nicość i brak cierpienia. Brak cierpienia - odbiło się w jej uszach. Wystarczy zrobić krok, by zakończyć to na zawsze. Jeden malutki krok.
- Nie skacz - usłyszała ciepły głos za sobą.
- Czemu?
- Bo jest jeszcze nadzieja, wiara, że będzie dobrze.
- Nie póki on jest - odpowiedziała drżącym głosem.
- Daj rękę, a zniknie razem z nadchodzącymi marzeniami i wiarą w nadzieję, która gdzieś istnieje - w małej dolinie krwawej przeszłości.
Zebrała resztki swoich sił, by zrobić tą ostatnią rzecz i przestać cierpieć. Jej noga już się podnosiła pewnym ruchem, jak zawsze pełnym gracji, gdy w ostatniej chwili podała mu rękę.
To jeszcze nie koniec. Póki ma nadzieję, będzie walczyć o swoje marzenia, by kiedyś zrozumieć, czym są ludzie.
Trochę metaforycznie, ale tak samo wyszło. Nie planowałam tego. Jakbyś nie zrozumiała (często ludzie mnie nie rozumieją), to w tym krótkim opowiadaniu chodzi o nadzieję i walkę. Mimo całego cierpienia, depresji ci ludzie walczą i wierzą, że kiedyś będzie dobrze. Za to ich podziwiam. Chciałabym też, żeby inni ludzie zauważali takie sprawy. Często w pięknym stylu udają, że tego nie widzą, a to przecież istnieje. Nie można udawać, że jest inaczej.
Pozdrawiam ;)
Zgłaszam się
OdpowiedzUsuń_________________________
Zaczynam już mieć tego dość. Siedzę na pustym korytarzu szkolnym i czuję tylko, jak łzy spływają mi po policzku, a następnie staczają się na dekolt. W głowie mam mnóstwo pytań. Na żadne nie potrafię odpowiedzieć. Dlaczego oni mi to robią? Czy teraz są szczęśliwi? Mówiąc teraz, mam na myśli moment, kiedy na rękach mam czerwone szramy, na twarzy rozmazany makijaż. Nie mam ochoty już na nic. Na przychodzenie tutaj, na życie. Słyszę kroki. Idzie nauczycielka. "Super", pomyślałam i szybko udałam się do toalety, mając nadzieję, że kobieta mnie nie zauważyłam. Ruszam w stronę kabiny i zaczynam wymiotować. Oddalać z siebie smutek i zjedzone z jego powodu batony. Może chociaż dzięki temu będę normalnie wyglądać, przestaną się wyśmiewać z mojej otyłości. Zjem - oddam, proste, niby... Siadam oparta o ścianę. Znowu podsuwam sobie jedyne wyjście z sytuacji, samobójstwo. Byłabym wolna, wreszcie poczułabym ulgę. Nikt mnie nie rozumie. "Tak, zrobię to. Niech mi potem współczują, płaczą, i tak nie zrozumieją." Wyciągnęłam żyletkę z kieszeni - ostatnio stała się jedynym mi potrzebnym przedmiotem, miałam ją przy sobie już zawsze. "A nie, najbardziej potrzebuję ludzi, ale takich, którzy pomogą. Ale na to nie mogę liczyć." Czuję, jak strużka krwistoczerwonej substancji spływa najpierw po moich rękach, a potem
Specjalnie przerwałam w połowie zdania. Jeśli czytałaś GNW, zrozumiesz, o co mi chodzi. Przedstawiona sytuacja w krótkim i nie dość tego niedokończonym opowiadaniu, to przemoc, ale psychiczna. Rani dużo bardziej. Można by nawet powiedzieć, że to nie bohaterka popełniła samobójstwo, lecz to jej otoczenie ją zabiło, wyśmiewając się z niej. To oni dali jej powód. To oni ją zabili.
Mail: marpleous@gmail.com
Zgłaszam się!
OdpowiedzUsuń---
Danny wrócił późno domu. Był taki szczęśliwy! Spędził miły dzień z przyjaciółmi, dostał piątkę z wypracowania z polskiego, na które poświęcił cały wieczór nauki. Dobrym humorem zarażał wszystkich wokoło.
Zdjął kurtkę, szalik oraz buty i odłożył je na swoje miejsce. Zmierzwił włosy i uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze.
- Cześć Danny. To znowu ja, stary. To był dobry dzień. Pamiętaj żeby wziąć tabletki. Doktor Westey byłaby zła, gdybyś znów o nich zapomniał. Dobr…
Przerwał, słysząc jakieś szepty na końcu korytarza. Podszedł do lekko uchylonych drzwi pokoju Caroline, jego siostry.
- … to nie była moja wina! Mam dość tego, że ciągle pijesz, Jackie. Byłam wyrozumiała, ale ileż można? Wczoraj prawie zgarnęły cię gliny! Nie mam zamiaru kiedykolwiek odbierać cię z komisariatu!
- ZAMKNIJ SIĘ! Nie będziesz mi mówić, co mam robić – krzyknął Jack, po czym spoliczkował Car. Danny przestraszony wyszedł w obronę starszej siostry.
- Caroline, mówiłem ci, żebyś przestała zadawać się z tym…
- Danny, idź do pokoju – powiedziała z łzami w oczach. – Sprowokowałam go. Tylko, proszę, nie mów o tym nic rodzicom…
~ * ~
- Mamo, gdzie Car? Miała pożyczyć mi najnowszą płytę Marsów. – Zaspany Dann wszedł do kuchni jeszcze w piżamie. Pani Rochester podsunęła mu pod nos miskę z płatkami.
- Nie mam pojęcia… W garażu nie ma jej samochodu. Nie wspominała ci może, czy gdzieś się wybiera?
- Nie, nic nie mówiła – odpowiedział Danny, zabierając się do śniadania.
Kiedy pani Rochester myła kuchenne okno, a Danny pomagał mamie przy zmywaniu naczyń, ktoś zadzwonił do drzwi. Johannie szybko zdjęła rękawiczki i poszła otworzyć drzwi. Stał za nimi policjant.
- Dzień dobry, jestem sierżant Paul Patrick Smith. Z ogromną przykrością muszę oznajmić, że ciało pani córki zostało znalezione dryfujące po Tamizie
Kurczę, nie miało wyjść takie długie - przepraszam ;c
e-mail : alexxxisqu@gmail.com
zgłaszam się. :)
OdpowiedzUsuńe-mail : oktawia_2000@onet.pl
Drżąca warga mieni się błyszczącymi w świetle łzami. Z jej wnętrza spływa stróżka krwi, tworząca na płytkach żałosny wzór. Zatapiając w nich dłoń poczujesz bezradność. Poddanie. Widząca to ciemność pochyla się nad Twym ciałem i kusząco wyszeptuje zaproszenie.
'' Witaj przyjacielu. Pozwól, że ukołyszę Cię do snu. ''
Opatulając Cię swymi obleśnymi, morderczymi mackami spokojnie wysłuchuje Twej ostatniej litanii. Gdy nagle z wnętrza śmierci wydobywa się maleńki płomyk rozświetlający Twą duszę, przywracając ciału czucie. Delikatne dłonie współgrające z iskierką przeganiają ciemność, by wczepić Ci kawałek nadziei dającej szczęście i miłość. Odnajdując wybawcę, tym samym odnajdujesz siebie.
O jak bardzo chciałam dostać tę ksiązkę! Już wokół niej krążę i krążę.... Ale w konkursie raczej udziału nie wezmę. Kiedy sa opisowe zadania, mam wrażenie, że moja głowa jest pusta. Szkoda ;<
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, a mozna wysylac zadania na maila? Jestem troche niesmiala i wolalabym tam... Prosiłabym o odpowiedz, z gory dziekuje.
OdpowiedzUsuńZgłaszam się.
OdpowiedzUsuńelaluczkow@gmail.com
Nigdy nie myślałam, że można znajdować się w takim stanie jak ja teraz. Siedzieć pod murem i zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Wdech i wydech. Już dobrze, już dobrze, już dobrze.
Czułaś kiedyś coś takiego jak ja? Chociaż nie - ja w tym momencie nic nie czuję. Kompletnie nic. Pustka. Nicość.
Kiedyś był żal. Był ból, był smutek i zawód. Teraz czuję się obojętna na to wszystko. Kolokwialnie mówiąc - mam to gdzieś. Pogodziłam się z tym, że nie zasługuję na ludzki szacunek, miłość i choć odrobinę uczucia.
W gruncie rzeczy to nawet zabawne i zakrawa na groteskę - dom powinien być miejscem szczęśliwym, pełnym ciepła i radości. Ja jednak nigdy tego nie doświadczyłam - od najmłodszych lat towarzyszyły mi łzy, szloch w poduszkę, gdy tato wyszedł z mojego pokoju w nocy i echo jego słów w głowie powtarzane bez końca niczym mantra, skutecznie niepozwalające mi zasnąć. "Niech to zostanie między nami".
Jednak tak już nie jest. Nauczyłam się wyłączać uczucia. Mogę to porównać do włącznika światła - gdy tato wchodzi, jest wyłączony; gdy opuszcza mój pokój - włącza się. Nie jestem już tą samą dziewczynką, która płacze z powodu tego, że jej tatuś jest inny niż ci przedstawiani w filmach. Jeszcze 3 dni. Te 3 dni jestem w stanie wytrzymać. Obiecałam mamie, że będę silna. Próbowała mnie chronić, lecz przypłaciła za to najwyższą cenę. Jednak nadchodzi czas zemsty - nic nie pozostaje bez echa, a każda krzywda wraca rykoszetem. A mój ojciec zapłaci za te zniszczone lata - postaram się o to. Bo zasługuję na to, by znowu zacząć czuć i żyć. Żyć pełnią życia, a nie egzystować. 3 dni.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZgłaszam się!
OdpowiedzUsuńnelkia@o2.pl
--------------------------
Przerażenie dławiło mi gardło. Starałam się szybko wsunąć kluczyk do zamka, ale moje drżące ręce nie pozwoliły mi na to. Nerwowo obejrzałam się za siebie, chcą sprawdzić czy ktoś za mną jest.
Kiedy drzwi na dole otworzyły się z głośnym hukiem, przerażona upuściłam klucze na podłogę. Strach sparaliżował każdą
komórkę mojego ciała. Mój mózg przestał działać, a górę wziął instynkt. Drżącymi rękoma sięgnęłam po klucze i nerwowo oglądając się za siebie, wsunęłam właściwy klucz do zamka. Kiedy cichy odgłos zakomunikował mi że drzwi się otworzyły odetchnęłam z ulgą.
Wtedy usłyszałam powolne kroki na schodach i niewiele myśląc ponownie spojrzałam za siebie.
Był tam i mierzył mnie wściekłym spojrzeniem.
Wiedziałam że stara sie mnie jeszcze bardziej przestraszyć. Lubił przeciągać to co nieuniknione. Zauważyłam że lekko zaciska lewą pięść.
Dłoń która tak dobrze znała kontur mojej twarzy. Pięść która uderzała we mnie niezliczoną ilość razy. Wzdrygnęłam się na ten widok i mimowolnie cofnęłam się pod drzwi. Ja sie cofałam - on się przybliżał. Był jakieś pięć metrów ode mnie kiedy próbowałam zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Miałam niecałe trzy sekundy żeby przekręcić zamek i uwolnić się od koszmaru, który ma zamiar mi zgotować. Trzy sekundy które miały zadecydować o tym co sie wydarzy. W momencie kiedy miałam zamiar zatrzasnąć drzwi, on ruszył zdeterminowany w moją stronę i w ostatniej chwili wsunął nogę w szczelinę. Naparłam na drzwi ale wiedziałam że nie mam z nim szans. Kiedy silnym ruchem pchnął drzwi zachwiałam się tracąc równowagę i wpadłam na ścianę. Szybko zamknął drzwi i docisnął rękę do mojego gardła.
- Ostrzegałem cie Liv. - delikatnie starł łzę z mojego policzka - Mówiłem ci że masz nie uciekać.
Wystraszona spojrzałam w jego oczy. Miał spojrzenie szaleńca. Bałam się go. Wiedziałam że to na mnie zawsze wyładowuje swoją frustracje. Ten niepohamowany gniew który tłumił w sobie przez cały dzień zawsze znajdował ujście w tym pomieszczeniu. Za każdym razem to ja cierpiałam, a on znajdował ukojenie w tym że sprawia mi ból. Mimo tego i tak byłam za słaba żeby to przerwać. Liczyłam że to sie kiedyś skończy. Przymknęłam lekko powieki starając się zignorować to co czuje.
Jeden. Dwa. Trzy...
Jego palce coraz mocniej zaciskały się na mojej szyi, wyciskając mi powietrze z płuc. Próbowałam dosięgnąć go ręką, ale wbił mi brutalnie rękę w brzuch przez co uszło ze mnie całe powietrze. Kiedy mój umysł zaczął tonąć w mroku, on puścił mnie na ziemie jak nic niewartego śmiecia. Mój mózg wyłączył się na chwilę z powodu niedotlenienia.
Nie wiedziałam co się dzieje, a potem spadł na mnie grad ciosów.
Było to takie gwałtowne że zaskoczenia z moich ust wydobył się krzyk.
Jeden cios.
Drugi.
Trzeci.
Czwarty.
Piąty.
Leżałam niczym marionetka na podłodze i przyjmowałam ciosy od mojego chłopaka. Narastała we mnie frustracja, bo nie mogłam nic z tym zrobić. Nie mogłam tego zatrzymać. Byłam za słaba, a on to wykorzystywał. Czuł się silniejszy bo miał władzę nad słabszymi.
Odrętwienie sprawiło że nie czułam kolejnych ciosów.
Spojrzałam na ścianę. Na dobrze znane mi pęknięcia, które podczas jego wszystkich " wizyt " pomagały mnie przetrwać. Było ich siedem. Siedem małych nierówności na ścianie które pozwalały mi nie myśleć o tym co robi. Siedem małych kresek które były moim zbawieniem. Z trudem przejechałam językiem po zeschniętych wargach. Poczułam metaliczny smak krwi.
Nawet nie zauważyłam kiedy wyszedł.
Próbowałam wstać, ale moje poturbowane ciało nie reagowało na sygnały które mu wysyłałam. Miałam ochotę wrzeszczeć i płakać. Jednak krzyk nie chciał wydobyć się z moich ust a łzy nie chciały płynąć. Czułam się pusta w środku. Jak wydrążony owoc. Chciałam walczyć, ale nie potrafiłam. Ze strachem zastanawiałam się co przyniesie nowe jutro.